Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to szkoła. Dlaczego krakowski wuefista nie miałby do krakowskich dzieciaków mówić "ubierzcie buty"? Tak samo, nie widzę powodu, żeby krakowska telewizja, radio, czy - szerzej - media, nie miały używać wyrażeń ewidentnie regionalnych - a ani jedno ani drugie nie jest rozmową towarzyską - a priorytetem w tym wypadku jest zrozumiałość dla grupy docelowej, a nie formalna poprawność z normą ogólnopolską. Być może zalecenia dla mediów ogólnopolskich nadawanych z Krakowa byłyby inne - ale w przypadku mediów regionalnych? Tam głównie swoi mówią (albo piszą) do swoich.
Po drugie, nie przesadzajmy z tym brakiem zrozumiałości. Na tle języków europejskich polski jest bardzo jednolity. W UK wystarczy ruszyć się poza swoje hrabstwo, żeby usłyszeć inny angielski, zróżnicowanie językowe Niemiec czy Włoch jest tak duże, że lokalne etnolekty uznaje się za dialekty wyłącznie z przyczyn politycznych, nawet hiszpański na południu jest zupełnie inny niż w centrum czy na północy - i pomijam tu kwestię odrębnych języków półwyspu iberyjskiego, jak kataloński, galisyjski czy asturyjski (nie mówiąc o baskijskim). Norweskie w ogóle są oficjalnie dwa.
Więc ieżeli ktoś spoza regionu potrzebuje więcej niż ćwierć sekundy, żeby zrozumieć co to znaczy "chodziliśmy cały dzień po grobach" - zwłaszcza jeżeli ten zwrot jest użyty w prawidłowym kontekście, a nie w oderwaniu od niego, jak na forum - to może powinien oddać świadectwo ukończenia szkoły podstawowej? Oczywiście, bywają zwroty czy słowa mylące albo niezrozumiałe poza regionem, ale w zdecydowanej większości IMHO regionalizmy tylko dodają i oddają lokalny koloryt. Zwłaszcza, powtórzę, gdy kontekst pozwala wyłuskać właściwe znaczenie. Tym bardziej, że wystarczy raz usłyszeć, że krakusy wychodzą na pole a pyry jeżdżą baną, żeby zapamiętać to na długo (albo i na całe życie). A humorystyczne nieporozumienie na punkcie tego, gdzie się bawią dzieci, tylko utrwala takie informacje w pamięci.